Jesienny czas jest najlepszy na wieczorne posiedzenia w kocyku,przy dobrym filmie,albo z książką,co raczej jest u mnie teraz rzadkością,odkąd mam dzieci,to jestem na tyle wyeksploatowana,że zasypiam po dwóch stronach;))A bardzo mi tego brakuje,bo kiedyś pochłaniałam książki...ale może na emeryturce nadrobię;))
Ale wracając do kocyka,to nie miałam takiego grubaśnego,dużego i tylko mojego.Aż naszedł mnie pomysł,a naszedł mnie faktycznie dawno temu...ale wiadomo jak jest z realizacją niektórych pomysłów...Ze dwa lata temu robiłam porządki w szafie i miałam pozbyc się kilku swetrów,(oczywiście później też robiłam porządki,ma sie rozumieć,ale chodzi mi o te konkretne:))
No i pomyślałam,po co wyrzucać,jak może jeszcze da sie cos z nimi zrobić...pocięłam na kwadraty,które w takim stanie przeleżały kolejne pół roku ,a na wiosnę zabrałam się za zszywanie,nie przykładałam się jakos specjalnie ,bo kto szył,wie że dzianina się strasznie "doi",więc odpuściłam sobie równe kwadraty i poszłam na żywioł.Wyszło jak wyszło,ale absolutnie mi to nie przeszkadza,tak ma być i już.Całośc podszyłam grubym polarem ,który kosztował chyba 45zł,więc nawet i koc bym juz kupiła pewnie w tej cenie....ale wiecie co,takiego wielkiego (2,20m)i ciepłego to nigdzie bym nie znalazła.
Więc wieczorem siadam sobie w fotelu,cała się nim zapatule i jest mi cieplutko jak w niebie
Do tego herbatka,kilka świec i juz o niczym więcej nie marze...
Z zeszłorocznych choinek ,które masowo produkowałam,zostawiłam sobie dwa większe pieńki,które teraz robią za świeczniki...
A tak pledzik prezentuje sie w dziennym świetle;)
Na pierwszym zdjęciu widoczny lambrekin i serduszko ,o którym będzie szerszy materiał za jakis czas;))
Pozdrawiam;))